Ojciec pacjentem w czasie porodu?

Oczywiście nie chodzi tutaj o sytuacje, w których dzielny tata, w przypływie emocji mdleje na sali porodowej. Takie również się zdarzają, ale nie o tym będzie niniejszy wpis. W jednym z ostatnich wyroków Sąd Najwyższy zastanawiał się, czy ojciec dziecka, będąc obecnym przy jego porodzie, może być uznany za pacjenta w rozumieniu ustawy o prawach pacjenta. Zagadnienie to było o tyle istotne, że przesądzało o możliwości dochodzenia przez ojca roszczenia związanego z naruszeniem praw pacjenta. Zachęcam do lektury.

Tło sprawy

Powódka zaszła w ciążę. W jej trakcie była pod opieką pozwanego szpitala. Lekarz zatrudniony w szpitalu wykonał 3 badania USG rozwoju płodu i nie stwierdził podczas żadnego z nich, aby płód był uszkodzony. Wyrażane wobec powódki i jej męża opinie były pozytywne. Poród odbył się drogami natury. Ojciec był obecny przy porodzie. Zaraz po urodzeniu stwierdzono u dziecka wadę rozwojową – wrodzony brak lewego przedramienia z zachowaną obręczą barkową. Powódkę wraz z synem wypisano wkrótce ze szpitala.

Podjęte w sprawie kroki

Rodzice, uznając, że stała im się krzywda, wystąpili do szpitala oraz do ubezpieczyciela o wypłacenie im po 100.000 zł (łącznie 200.000 zł). Spotkali się jednak z odmową.

W wyniku postępowania sądowego stwierdzono winę szpitala w postaci rażącego niedbalstwa polegającego na niepoinformowaniu powodów o wadzie wrodzonej płodu i przez to pozbawiło ich możliwości z właściwej do sytuacji, gwarantowanej prawem pomocy medycznej i psychologicznej. Rodzice przeżyli szok, tym większy, że byli zapewniani braku wad płodu.

Sąd I instancji zasądził na rzecz każdego z powodów kwotę 40.000 zł (łącznie 80.000 zł z 200.000 zł, których się domagali). Sąd ten ustalił, że wyniki badania USG zostały odczytane przez nieprawidłowo. Lekarz nie dostrzegł wady rozwojowej płodu.

Wskutek apelacji Sąd II instancji zmienił wyrok w ten sposób, że kwotę zadośćuczynienia zasądzoną na rzecz matki obniżył do kwoty 20.000 zł, natomiast powództwo ojca oddalił w całości. Sąd uznał, że zadośćuczynienie w kwocie 40.000 zł były nadmierne. Powództwo ojca dziecka zostało natomiast oddalone w całości z tego powodu, że pokrzywdzonym na podstawie ustawy o prawach pacjenta może być – zdaniem tego Sądu – wyłącznie pacjent, a była nim tylko matka dziecka.

W sprawie złożono skargę kasacyjną, którą Sąd Najwyższy przyjął do rozpoznania.

Sporne zagadnienie

Pierwszym zagadnieniem wymagającym rozstrzygnięcia była legitymacja czynna ojca niepełnosprawnego dziecka do wystąpienia z roszczeniem o zadośćuczynienie za naruszenie praw pacjenta. Sąd Najwyższy miał odpowiedzieć na pytanie, czy ojciec dziecka może być uznany za pacjenta na podstawie ustawy o prawach pacjenta. Drugim wysokość należnego zadośćuczynienia.

Stanowisko Sądu Najwyższego

W ocenie Sądu Najwyższego ojciec dziecka, gdy jest obecny przy porodzie, staje się pacjentem w zakresie, w jakim jest to naturalnie możliwe. Świadczenia zdrowotne, które dotyczą oddzielnie matki dziecka i samego dziecka w okresie ciąży, porodu i po porodzie, w tym zakresie w jakim odnoszą się najpierw do prawidłowego rozwoju płodu, a następnie do szczęśliwego urodzenia dziecka są świadczeniami również wobec ojca. Ojciec ma takie samo prawo do informacji o stanie płodu, a następnie dziecka, jak jego matka. W sytuacji nieudzielenia mu informacji o stanie zdrowotnym mającego się urodzić dziecka dochodzi do naruszenie jego prawa do informacji o stanie zdrowia. W takich okolicznościach ojciec dziecka powinien być uważany za pacjenta.

W świetle powyższego, w omawianym wyroku skład sędziowski opowiedział się za szerokim rozumiem terminu „pacjent” na gruncie ustawy o prawach pacjenta.

Powód (ojciec) miał prawo wystąpić z roszczeniem o zadośćuczynienie.

Wysokość zadośćuczynienia

Sąd Najwyższy przypomniał, że kwestia wysokości zadośćuczynienia jest zawsze wynikiem oceny składu orzekającego i należy do uprawnień sądu rozpoznającego konkretną sprawę. Przyznawane kwoty nie powinny być symboliczne.

Sąd Najwyższy przywrócił zadośćuczynienie do kwoty pierwotnie zasądzonej przez Sąd I instancji, to jest do kwoty 40.000 zł, uznając ją za odpowiednią do rozmiaru krzywdy. W takiej samej wysokość zadośćuczynienie otrzymał ojciec dziecka.

Dziękuję za Was czas i uwagę.

Autor zdjęcia: PublicDomainPictures / Pixabay.com

Źródło: wyrok Sądu Najwyższego z dnia 27 listopada 2019 r., II CSK 491/18 [www.sn.pl (Baza orzeczeń)]

Radca prawny – pełnomocnik pacjenta (#1)

Otrzymałem ostatnio kilka pytań, które dotyczyły istoty wykonywanego przeze mnie zawodu. Jestem radcą prawnym i doradcą podatkowym, niemniej w sprawach błędów medycznych lub zakażeń szpitalnych występuję jako radca prawny. Niniejszym wpisem chciałbym zainaugurować serię dotyczącą mojej roli, jako pełnomocnika pacjenta w postępowaniach należących do kompetencji instytucji i organów powołanych do ochrony praw pacjenta. Mam nadzieję, że rozjaśnię Wam przy tym jak działa ten system, ze szczególnym naciskiem na to, do kogo poszkodowany pacjent może się zwrócić, gdy w jego ocenie, przy diagnostyce lub leczeniu doszło do błędu w sztuce lekarskiej. Zatem do dzieła!

Dzisiejszy wpis będzie miał charakter ogólny. Kolejne będą bardziej szczegółowe. Odwoływać się będę w nich do swojej codziennej praktyki i spraw, które prowadziłem lub nadal prowadzę.

Czy radca prawny to taki adwokat?

Spotykam się z tym pytaniem może już nie tak często jak kiedyś, ale pojawia się ono również obecnie. Mogę na nie odpowiedzieć, że zasadniczo tak. Zakres uprawnień radcy prawnego i adwokata obecnie jest praktycznie identyczny. Mówiąc w skrócie, mogę to samo co adwokat, a raczej powinienem powiedzieć, że adwokat może to samo co ja. Adwokaci, tak mi się wydaje, kojarzeni są przede wszystkim z prawem karnym i rozprawami przed sądem. Skrojony na miarę garnitur, eleganckie buty, szybkie, sportowe fury. Myślę, że właśnie tak ich postrzegacie, ale mogę się mylić. Na marginesie tylko wspomnę, że nie znam serialu prawniczego, w którym główną rolę odgrywałby radca prawny. Zwykle jest tam adwokat. No cóż. Smutna buzia. Ale teraz już wiesz, że poza kolorem żabotu (to takie pod bródką), niewiele nas różni (adwokaci mają zielone, a radcowie prawni niebieskie).

Radcowie prawni kojarzeni są natomiast z prawem cywilnym i sprawami załatwianymi zza biurka, a nie na rozprawie. Ponownie zastrzegam, że mogę się mylić. Powiem Wam natomiast, że ja, jako radca prawny, mogę występować przed sądem i do tego również przed sądem karnym, ba, mogę być nawet obrońcą. Tak samo jak adwokat. Tego mogliście o radcach prawnych nie wiedzieć, ponieważ rozszerzenie zakresu uprawnień w sprawach karnych na radcę prawnego to stosunkowo świeża sprawa.

Przychodzi pacjent do… prawnika

… a tym prawnikiem jest radca prawny.

– Panie Mecenasie, mam problem – informuje mnie potencjalny klient. – Zapraszam do siebie. Kawy? Proszę usiąść i wszystko mi opowiedzieć – zachęcam.

Sprawy błędów medycznych i zakażeń szpitalnych to delikatna materia. Niestety, zwykle w tle jest ludzka tragedia. Słuchanie to podstawa. Dlatego zawsze zamieniam się w słuch. Słucham, pytania zadaję później. Motywuję do mówienia i nie ukrywania emocji. Są to sprawy emocjonalne. Zachęcam aby być po prostu sobą i mówić swobodnie. Zwykle, po krótkiej chwili, pojawia się rozluźnienie. Wtedy jestem naprawdę zadowolony z przebiegu rozmowy. Udało się po raz kolejny wprowadzić komfortową dla klienta atmosferę. Chcę aby potencjalny klient w rozmowie ze mną czuł się maksymalnie swobodnie. To bardzo ważne w relacji klient-prawnik.

Jak Pan, Panie radco, może mi pomóc?

– Mogę być Pana/Pani pełnomocnikiem – odpowiadam. – A co to znaczy? – pyta potencjalny klient. Właśnie, co to znaczy. Znaczy to tyle, że mogę być Pana/Pani głosem, przede wszystkim „pisanym”. Udzielenie pełnomocnictwa daje mi możliwość podejmowania działań w imieniu klienta. Każde pismo złożone przeze mnie „w imieniu klienta”, jest traktowane jakby było złożone przez niego samego. Na tym polega istota pełnomocnictwa.

Myślę, że bycie pełnomocnikiem jest najistotniejszą informacją, jaką chce usłyszeć klient od prawnika, gdy zwraca się do niego o pomoc. Ludzie zwykle są wyczerpani skutkami błędu. Nie mają siły działać sami. Od tego jesteśmy my. – Czy to znaczy, że nic w sprawie nie będę musiał zrobić, a wszystko zrobi za mnie Pan Mecenas? – pyta zdumiony pacjent.

Zasadniczo tak właśnie jest, niemniej ostateczny sukces zależy od jakości współpracy pomiędzy radcą prawnym, a jego klientem – poszkodowanym pacjentem. Od chwili udzielenia pełnomocnictwa to ja obejmuję stery, przy czym nie zmienia to faktu, że wraz z poszkodowanym pacjentem tworzę w istocie zespół. Ja analizuję dokumentację medyczną, przygotowuję wnioski, opracowuję strategię, sporządzam pisma, konsultuję ich treść z klientem, wyjaśniam, wysyłam je, analizuję otrzymaną korespondencję, a pacjent mnie w tym wspiera dostarczając informacji, których sam nie mógłbym zdobyć. Ja o sprawie wiem wyłącznie z relacji, natomiast pacjent tam był. To on dokładnie wie co się działo i kiedy. Dobra komunikacja jest niezbędna. To klucz do sukcesu. Moim zadaniem jest wyłuskanie potrzebnych mi informacji.

Mogę być Waszym pełnomocnikiem

Mogę być pełnomocnikiem pacjenta w każdej sprawie, bez wyjątków.

Mogę w imieniu pacjenta wezwać szpital do zapłaty, zgłosić szkodę ubezpieczycielowi, złożyć wniosek do Rzecznika Praw Pacjenta, sporządzić i wnieść reklamację, złożyć wniosek do Rzecznika Finansowego, sporządzić i wnieść zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa lub przewinienia dyscyplinarnego, chodzić do prokuratury, przeglądać akta, zainicjować sprawę przed wojewódzką komisją do spraw zdarzeń medycznych, jak również sporządzić i wnieść pozew w sprawie cywilnej oraz podejmować czynności w sprawie karnej.

W każdej ze wskazanych wyżej spraw mogę być Waszym głosem. Mogę zgłaszać wnioski dowodowe, kwestionować czynności, które zagrażają „naszej” sprawie, zadawać pytania, składać oświadczenia, podnosić twierdzenia i zaprzeczać podnoszonym twierdzeniom przez innych uczestników. Czerpię dużą satysfakcję z bycia prawnikiem „procesowym”. Rozprawa to jest żywioł.

Mogę wykorzystać swoją wiedzę i doświadczenie, które zdobyłem w trakcie kilku lat zajmowania się prawem medycznym, prawami pacjenta i błędami medycznymi, aby zmaksymalizować Twoje szanse na pozytywne zakończenie sprawy. Bardzo ważnym aspektem każdej tego sprawy o błąd medyczny jest doskonałe przygotowanie do konfrontacji ze szpitalem i zakładem ubezpieczeń. Dobra taktyka to podstawa. Jej przygotowanie jest tym, co w zawodzie radcy prawnego lubię najbardziej. Każdy ruch musi być głęboko przemyślany, sekwencja zdarzeń odpowiednio ustalona. Nie ma tutaj miejsca na żaden przypadek.

A gdy nie doszło jeszcze do błędu…

Mogę doradzić, poradzić, wskazać rozwiązanie problemu prawnego, właściwe przepisy. Jeżeli potrzebujecie informacji na temat przysługujących pacjentom praw lub jak je egzekwować, rozmowa z radcą prawnym może Wam pomóc.

Dziękuję za uwagę!

W kolejnym wpisie z cyklu omówię: „Zadania radcy prawnego przed sporządzeniem wezwania do zapłaty lub zgłoszenia szkody (#2)”.

„Praktyczna strona dochodzenia roszczeń” oraz „Krok po kroku” zmienia swoje oblicze. Obecnie we wpisach koncentrować się będę na roli radcy prawnego w sprawie o błąd medyczny i czego oczekiwać od niego może poszkodowany błędem pacjent.

Autor zdjęcia: Gerald Altmann / Pixabay.com

(Nie)zerwane ścięgno Achillesa

Ankieta dobiegła końca. 62% osób opowiedziało się za tym, aby w opisanej przeze mnie sytuacji przyznać pacjentce odszkodowanie (zadośćuczynienie). Tym samym 38% osób uznało, że pacjentce nic się nie należy. Kto miał rację? Powiem wkrótce. A teraz zachęcam do przeczytania wpisu. Pokażę w nim krok po kroku co się dzieje gdy pacjent uważa, że doszło do błędu, i jest zdeterminowany dochodzić odszkodowania (zadośćuczynienia) od placówki medycznej.

Co się właściwie wydarzyło? – jak mógłby wyglądać stan faktyczny, gdyby sprawa trafiła do sądu

Podczas meczu koszykówki jedna z zawodniczek doznała kontuzji lewej stopy (okolice ścięgna Achillesa). Kontuzjowana zawodnicza została przetransportowana do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego (SOR) pobliskiego szpitala.

Pacjentką zajął się chirurg dziecięcy. Zlecił badanie RTG, które nie wykazało zmian urazowych kostnych stawu skokowego. W badaniu przedmiotowym nie stwierdził cech uszkodzenia ścięgna Achillesa. Zaznaczył nadto, że ruchy w stawie skokowym były pełne. Nogę unieruchomił w szynie Kramera oraz zalecił kontrolę w Poradni Ortopedycznej za dwa dni. Pacjentka opuściła SOR i udała się do domu.

Noga bardzo bolała. Pacjentka, zaniepokojona stanem stopy i silnym bólem, jeszcze tego samego dnia wieczorem udała się do innego szpitala. Tym razem (inny lekarz w innym szpitalu, chirurg ogólny) stwierdził w badaniu palpacyjnym (badaniu dotykiem) ubytek ścięgna Achillesa i – po przeprowadzeniu testu Thompsona – rozpoznał rozerwanie ścięgna Achillesa lewego.

Pacjentka w trybie pilnym skierowana została na Oddział Chirurgii celem niezwłocznego wykonania zabiegu operacyjnego polegającego na zszyciu rozerwanego ścięgna. Zabieg chirurgiczny został wykonany w nocy. Operacja się udała. Przebieg pooperacyjny był prawidłowy. Pacjentka w drugiej dobie po operacji została wypisana do domu, z zaleceniami.

Obecnie pacjentka praktycznie nie odczuwa skutków kontuzji.

Tak właśnie mógłby wyglądać stan faktyczny ustalony przez sąd, gdyby doszło do sprawy sądowej. Mrozi krew w żyłach? Chyba jednak nie, aczkolwiek daje do myślenia.

Uszkodzenie ciała i rozstrój zdrowia, a naruszenie praw pacjenta – podstawa prawna

Na wstępie wyjaśnię, ponieważ ma to znaczenie dla oceny opisywanej sprawy, że roszczenia cywilne przeciwko placówce medycznej mają, co do zasady, dwie podstawy prawne. Nie wiem, czy o tym wiesz. Nie jest to wiedza powszechna. Dlatego proszę Ciebie o uwagę.

Artykuł 444 § 1 kodeksu cywilnego dotyczy sytuacji, w której wskutek błędu medycznego (błędu w sztuce lekarskiej) doszło do uszkodzenia ciała lub wywołania rozstroju zdrowia.

Artykuł 4 ust. 1 ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta dotyczy sytuacji, gdy błąd medyczny (błąd w sztuce lekarskiej) nie doprowadził do uszkodzenia ciała lub wywołania rozstroju zdrowia, ale skutkował naruszeniem prawa pacjenta (np. do świadczeń zdrowotnych odpowiadających wymaganiom aktualnej wiedzy medycznej).

Każdy ze wskazanych wyżej przepisów stanowi samodzielną podstawę do domagania się odszkodowania (zadośćuczynienia), w sytuacji gdy doszło do błędu medycznego (błędu w sztuce lekarskiej).

Pacjent poszkodowany wskutek błędu medycznego (błędu w sztuce lekarskiej) może zgłosić roszczenia do placówki medycznej w oparciu o kodeks cywilny lub ustawę o prawach pacjenta, jak również z obu tych podstaw jednocześnie.

A teraz najważniejsze – jak zastosować wskazane wyżej przepisy? Ja wiem i zaraz to Tobie powiem.

Subsumcja – że co?

Stosowanie prawa jest kwintesencją bycia prawnikiem, bez względu na to, czy jesteś radcą prawnym, adwokatem, sędzią czy innym zawodem prawniczym.

W uproszczeniu, stosowanie prawa przeze mnie (i każdego prawnika) polega na tym, że, po pierwsze, ustalam stan faktyczny sprawy (patrz wyżej: „Co się w sprawie wydarzyło? – jak mógłby wyglądać stan faktyczny sprawy”), w oparciu o dowody, które posiadam, po drugie, odnajduję właściwą podstawę prawną i poddaję ją interpretacji, tj. zastanawiam się co oznaczają użyte w przepisie zwroty, jak „poszkodowany”, czy „uszkodzenie ciała” (patrz wyżej: „Podstawa prawna”), i wreszcie po trzecie (co jest ukoronowaniem poprzednich etapów, swoistą wisienką na torcie) – dokonuję subsumcji, czyli po prostu „podstawiam” ustalony stan faktyczny do podstawy prawnej i wyciągam wnioski. Tyle w teorii, a jak to wygląda w praktyce – patrz dalej.

Opinia lekarska – wiadomości specjalne „obce” dla prawnika

Często jest tak, że prawidłowe ustalenie stanu faktycznego sprawy wymaga odwołania się do wiadomości specjalnych, które dla prawnika są czymś obcym. Zapewniam Ciebie, że czytam sporo o medycynie, szczególnie dla potrzeb konkretnej sprawy, ale z każdą kolejną książką czy artykułem branżowym… wiem, że nic nie wiem. Podziwiam lekarzy, ponieważ ogrom informacji jaki muszą przyswoić, aby skutecznie leczyć, robi wrażenie.

Specyfika spraw medycznych polega na tym, że bez opinii lekarskiej „ani rusz”. Nie pozostaje mi wtedy nic innego, jak zawołanie o pomoc. W medycznych sprawach sądowych specjalistą jest biegły, a dowodem opinia biegłego. Jego opinia w sprawie jest bardzo ważna.

Co na to lekarz?

W sprawie, którą opisuję, wypowiedział się lekarz ortopeda. Na pytanie: „Czy udzielono świadczeń medycznych zgodnie ze stanem aktualnej wiedzy medycznej?” odpowiedział zdecydowanie: „Nie”.

Uzasadniając stanowisko wskazał na popełnione błędy, które polegały na nieprzeprowadzeniu właściwego badania fizykalnego, co skutkowało nierozpoznaniem zerwania ścięgna Achillesa, oraz na unieruchomieniu stawu skokowego w szynie Kramera z jednoczesnym zaleceniem pozostawienia w niej kończyny przez dwa dni.

W sprawie popełniono zatem błąd medyczny.

Błąd miał charakter błędu diagnostycznego, który doprowadził do niepodjęcia leczenia operacyjnego zerwanego ścięgna Achillesa, które jest jedynym sposobem leczenia tego urazu (opinia lekarza). Błędu dopuścił się lekarz SOR podczas pierwszej wizyty. Błąd praktycznie nie wydłużył czasu leczenia ponieważ opóźnił przeprowadzenie zabiegu zaledwie o kilka godzin, co nie miało większego znaczenia.

W związku z błędem nie doszło ani do powstania, ani do zwiększenia zakresu doznanego przez pacjentkę uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia (wskutek urazu). Błąd nie skutkował również zwiększeniem rozmiarów krzywdy, której doznała pacjentka z powodu kontuzji (bardzo bolało).

Błąd był, ale nie wywołał negatywnych następstw. Jak sądzisz – należy się wtedy odszkodowanie (zadośćuczynienie)? O tym już wkrótce. Pozostań ze mną.

Wynik subsumcji – czy pacjentce należy się odszkodowanie?

Dla stwierdzenia obowiązku naprawienia szkody na podstawie art. 444 § 1 kodeksu cywilnego to zdecydowanie za mało. Nie ma uszczerbku na zdrowiu – nie ma odszkodowania. Sprawa prosta.

Odszkodowanie (zadośćuczynienie) byłoby wtedy, gdyby pacjentka nie zachowała czujności i nie udała się tego samego dnia do drugiego szpitala, a uczyniłaby to, załóżmy, za dwa tygodnie. Kilkugodzinne opóźnienie w leczeniu zerwanego ścięgna Achillesa nie miało wpływu na proces leczenia, natomiast na pierwszy rzut oka wydaje mi się, że dwutygodniowe opóźnienie taki wpływ by miało. Dodatkowo wyobrażam sobie ten ból i dyskomfort przez dwa tygodnie. Dwutygodniowe opóźnienie mogłoby również zdecydowanie pogorszyć rokowania co do szybkiego powrotu do zdrowia sprzed kontuzji. Słowem: kiepsko.

Czy sprawa wygląda inaczej z perspektywy art. 4 ust. 1 ustawy o prawach pacjenta…?

Tak, zdecydowanie. Tutaj mamy całkowicie „inny świat”. On rządzi się własnymi prawami.

Dla stwierdzenia obowiązku zapłaty odszkodowania (a w zasadzie wyłącznie zadośćuczynienia) wystarczy stwierdzenie zawinionego naruszenia praw pacjenta. Nie jest konieczne stwierdzenie, że wskutek naruszenia prawa pacjenta doszło do „uszkodzenia ciała” lub „rozstroju zdrowia”. Wystarczy naruszenie jednego z praw pacjenta. I tyle. Zaskoczony? Wyobrażam sobie, że tak.

W opisanym stanie faktycznym właśnie do takowego doszło (tak uznał lekarz w opinii lekarskiej). Naruszono prawo do świadczeń zdrowotnych odpowiadających aktualnej wiedzy medycznej.

Zerwane ścięgno Achillesa wymaga leczenia operacyjnego.

Pacjentka przychodząc na SOR z urazem stopy miała prawo oczekiwać, że zostanie zbadana wnikliwie, prawidłowo i zgodnie z zasadami wiedzy medycznej. Lekarz popełniając błąd, a mówiąc precyzyjnie „udzielając świadczeń zdrowotnych nieodpowiadających aktualnej wiedzy medycznej” – narusza prawo pacjenta do właściwej opieki medycznej.

Nierozpoznanie przez lekarza dyżurnego SOR zerwanego ścięgna Achillesa u naszej kontuzjowanej zawodniczki było skutkiem nieprawidłowo przeprowadzonego badania przedmiotowego (badania fizykalnego). O znaczeniu tego badania pisałem tutaj CASE STUDY #7: Lekarzu pamiętaj – „od czubka głowy po stopy”. Doszło do klasycznego błędu w diagnozie, który skutkował opóźnieniem (nieznacznym) we wdrożeniu leczenia właściwego (leczenia operacyjnego zerwanego ścięgna Achillesa). Brak uszkodzenia ciała lub rozstroju na zdrowiu nie przekreśla w żaden sposób odszkodowania.

W tych konkretnych okolicznościach naruszenie prawa kontuzjowanej zawodniczki do zgodnego z wiedzą medyczną zdiagnozowania zerwanego ścięgna Achillesa było spowodowane wadliwą diagnostyką, niezgodną z wiedzą medyczną, do tego było postepowaniem zawinionym, które wywołało u pacjentki krzywdę, będącą szczególnego rodzaju postacią szkody – szkodą niematerialną.

W sprawie pacjentce przyznano zadośćuczynienie. Rację miało 62% osób spośród 124 czterech, które oddało głos.

Dziękuję za uwagę! Zachęcam do komentowania oraz wskazywania tematów, o których chcielibyście przeczytać.

Zdjęcia dzięki uprzejmości http://www.pixabay.com