PATOGEN ALARMOWY!!! – co to właściwie jest?

Wzrastająca oporność bakterii na antybiotyki jest bardzo poważnym problemem współczesnej medycyny. Problem ten dotyczy również Polski. Nie o tym jednak będzie niniejszy wpis. Zamierzam poświęcić go na wyjaśnienie pewnego pojęcia, które możesz spotkać w swojej Karcie informacyjnej leczenia szpitalnego (potocznie zwanej „wypisem ze szpitala”). Możesz, ale nie musisz. Nie zawsze wizyta w szpitalu może skończyć się dla Ciebie zakażeniem i to do tego zakażeniem bakterią szpitalną. Najczęściej tak nie jest. Nie jest to jednak całkowicie wykluczone. Dodatkowo uwzględnić należy, że do szpitala co do zasady trafiają ludzie chorzy. Może się zatem okazać, że do zakażenia doszło przed hospitalizacją, a jedynie objawy ujawniły się po Twoim przyjęciu, albo z powodu tych objawów trafiłeś do szpitala. W takich okolicznościach zakażenie będzie przyczyną Twojego przyjęcia i leczenia. Zachęcam do lektury.

Biologiczny czynnik chorobotwórczy, a choroba zakaźna

Źródłem zakażenia jest biologiczny czynnik chorobotwórczy, którym mogą być bakterie, wirusy, grzyby i pasożyty (mówię o tym w pewnym uproszczeniu, nie jestem medykiem). Mają one zdolność wywoływania objawów chorobowych. Żyją w nas, na nas i w naszym otoczeniu, nie zawsze wywołując chorobę. Osobę, u której nie wywołują objawów chorobowych nazywa się „nosicielem”.

Chorobą zakaźną jest natomiast choroba wywołana przez bakterie, wirusy, grzyby i pasożyty, czyli biologiczne czynniki chorobotwórcze. Osobę, u której występują objawy kliniczne lub odchylenia od stanu prawidłowego w badaniach dodatkowych, mogące wskazywać na chorobę zakaźną, nazywa się „osobą podejrzaną o chorobę zakaźną”.

Czynnik alarmowy

Niektóre bakterie, wirusy, grzyby lub pasożyty są szczególnie zjadliwe lub oporne. Czym jest zjadliwość i oporność wyjaśnię innym razem. Właśnie te szczególnie „zjadliwe” i „oporne” bakterie, wirusy, grzyby lub pasożyty nazywane są „czynnikami alarmowymi”. Czynniki alarmowe podlegają w szpitalach szczególnemu nadzorowi, ponieważ są szczególnie niebezpieczne i trudne w leczeniu. Zakażenia szpitalne czynnikami alarmowymi są rejestrowane i raportowane organom inspekcji sanitarnej.

Czynnikami alarmowymi są szczególnie zjadliwe i oporne drobnoustroje, które wymienione zostały w załączniku nr 1 do rozporządzenia Ministra Zdrowia w sprawie czynników alarmowych.

Lista czynników alarmowych

Listę czynników alarmowych zawiera rozporządzenie Ministra Zdrowia w sprawie listy czynników alarmowych. Listę zawarto w załączniku nr 1 do rozporządzenia. Umieszczono na niej m.in.:

(1) gronkowiec złocisty (Staphylococcus aureus) oporny na metycylinę (MRSA) lub glikopeptydy (VISA lub VRSA) lub oksazolidynony,

(2) enterokoki (Enterococcus spp.) oporne na glikopeptydy (VRE) lub oksazolidynony,

(3) pałeczki Gram-ujemne Enterobacteriaceae spp. wytwarzające beta-laktamazy o rozszerzonym spektrum substratowym (np. ESBL, AMPc, KPC) lub oporne na karbapenemy lub inne dwie grupy leków lub polimyksyny,

(4) pałeczka ropy błękitnej (Pseudomonas aeruginosa) oporna na karbapenemy lub inne dwie grupy leków lub polimyksyny,

(5) dwoinka zapalenia płuc (Streptococcus pneumoniae) oporna na cefalosporyny III generacji lub penicylinę,

(6) grzyby Candida oporne na flukonazol lub inne leki z grupy azoli lub kandyn,

(7) rotawirus (rotavirus),

(8) wirus zapalenia wątroby typu B i typu C,

(9) wirus nabytego niedoboru odporności u ludzi (HIV),

(10) biologiczne czynniki chorobotwórcze izolowane z krwi lub płynu mózgowo-rdzeniowego, odpowiedzialne za uogólnione lub inwazyjne zakażenia.

Badanie mikrobiologiczne i antybiogram

W celu wykrycia zakażenia oraz ustalenia grupy antybiotyków możliwych do wykorzystania stosuje się badania mikrobiologiczne (niestety, nadal niedostatecznie często). Badanie mikrobiologiczne jest rodzajem badania diagnostycznego. Jego wynikiem jest ustalenie czynnika chorobotwórczego (np. bakterii) oraz  określenie antybiogramu. Antybiogramem nazywa się opis wrażliwości określonego gatunku drobnoustrojów na działanie antybiotyków lub innych chemioterapeutyków.

Dysponując wynikiem badania mikrobiologicznego, w tym antybiogramem, można skutecznie zaplanować leczenie.

W Polsce nadal dużym problemem jest niedostateczne wykorzystanie diagnostyki mikrobiologicznej w celu wykrywania zakażenia i określenia antybiogramu.

Karta informacyjna leczenia szpitalnego – wynik badania mikrobiologicznego

Potocznie zwana jest „wypisem ze szpitala”. Karta informacyjna ukazuje przebieg Twojego leczenia. Szczegółowo omówię ją innym razem, natomiast teraz skoncentruję się na jej fragmencie istotnym dla niniejszego wpisu.

Karta informacyjna leczenia szpitalnego obowiązkowo ma zawierać wyniki badań diagnostycznych wraz z opisem oraz wyniki konsultacji.

Powyższe oznacza, że należy umieścić w niej informacje na temat stwierdzonego drobnoustroju, w tym jego charakterystykę oraz opis wrażliwości na antybiotyki (antybiogram).

Jak to wygląda w praktyce?

Różnie. Może to wyglądać to w ten sposób, że w karcie informacyjnej zostanie umieszczona informacja na temat:

(1) rodzaju badania (np. posiew wymazu z rany),

(2) daty pobrania próbki i czasami godzina,

(3) miejsce pobrania materiału (np. rana pooperacyjna),

(4) wyniku badania (np. DODATNI),

(5) rodzaju drobnoustroju (np. Enterobacter cloacae ssp),

(6) szczepu (np. ESBL AmpC),

(7) dodatkowych informacji (np. Szczep wytwarza beta-laktamazy o rozszerzonym spektrum substratowym – ESBL. Szczep wytwarza cefalosporynazę AmpC),

(8) adnotacji/dodatkowego opis (np. PATOGEN ALARMOWY !!!) – dla oddania powagi sytuacji drobnoustroje będące czynnikami alarmowymi (patogenami alarmowymi) oznaczane są wielkimi literami jako PATOGEN ALARMOWY lub CZYNNIK ALARMOWY oraz zwykle towarzyszą im trzy wykrzykniki „!!!”,

(9) antybiogramu (np. Trimetoprim – „S” co oznacza, że na ten rodzaj antybiotyku bakteria jest „wrażliwa” / „sensitive” lub Piperacylina „R” co oznacza, że na ten rodzaj antybiotyku bakteria jest „oporna” / „resistant”).

Spotkałem się jednak – delikatnie rzecz ujmując – z mniej rozbudowanymi informacjami w tym zakresie. Dotarły do mnie również informacje o braku umieszczenia tych informacji w Karcie informacyjnej, ponieważ – jak wyjaśniono pacjentce – z perspektywy zastosowanego leczenia „nie były one istotne”. Oczy wielkie zrobiłem. Moim zdaniem takie zaniechanie jest błędem.

Zakażenie szpitalne

Nie każde zakażenie jest zakażeniem szpitalnym. Wniknięcie drobnoustroju, które wywołało chorobę, mogło się wydarzyć przed rozpoczęciem pobytu w szpitalu. Do szpitala zwykle trafiają ludzie chorzy, chociaż nie zawsze. Ciąża to nie choroba, niemniej zakażenia ran pooperacyjnych po zabiegu cesarskiego cięcia nie są wcale rzadkością.

Jeżeli wynikiem wykonanego u Ciebie badania mikrobiologicznego będzie stwierdzenie PATOGENU ALARMOWEGO lub CZYNNIKA ALARMOWEGO, z dużym prawdopodobieństwem można uznać, że do zakażenia doszło w szpitalu, podczas udzielanych tam świadczeń zdrowotnych. Takie zakażenie będzie miało charakter zakażenia szpitalnego czynnikiem alarmowym.

Wynik badania mikrobiologicznego powinien być odnotowany w Karcie informacyjnej leczenia szpitalnego. To tam możesz odnaleźć informację  na temat przyprowadzonych u Ciebie badań diagnostycznych i ich wynikach. Stopień ich szczegółowości jest jednak różny.

Dziękuję za Twój czas i uwagę!

Autor zdjęcia: Image by skeeze from Pixabay

Radca prawny – pełnomocnik pacjenta (#1)

Otrzymałem ostatnio kilka pytań, które dotyczyły istoty wykonywanego przeze mnie zawodu. Jestem radcą prawnym i doradcą podatkowym, niemniej w sprawach błędów medycznych lub zakażeń szpitalnych występuję jako radca prawny. Niniejszym wpisem chciałbym zainaugurować serię dotyczącą mojej roli, jako pełnomocnika pacjenta w postępowaniach należących do kompetencji instytucji i organów powołanych do ochrony praw pacjenta. Mam nadzieję, że rozjaśnię Wam przy tym jak działa ten system, ze szczególnym naciskiem na to, do kogo poszkodowany pacjent może się zwrócić, gdy w jego ocenie, przy diagnostyce lub leczeniu doszło do błędu w sztuce lekarskiej. Zatem do dzieła!

Dzisiejszy wpis będzie miał charakter ogólny. Kolejne będą bardziej szczegółowe. Odwoływać się będę w nich do swojej codziennej praktyki i spraw, które prowadziłem lub nadal prowadzę.

Czy radca prawny to taki adwokat?

Spotykam się z tym pytaniem może już nie tak często jak kiedyś, ale pojawia się ono również obecnie. Mogę na nie odpowiedzieć, że zasadniczo tak. Zakres uprawnień radcy prawnego i adwokata obecnie jest praktycznie identyczny. Mówiąc w skrócie, mogę to samo co adwokat, a raczej powinienem powiedzieć, że adwokat może to samo co ja. Adwokaci, tak mi się wydaje, kojarzeni są przede wszystkim z prawem karnym i rozprawami przed sądem. Skrojony na miarę garnitur, eleganckie buty, szybkie, sportowe fury. Myślę, że właśnie tak ich postrzegacie, ale mogę się mylić. Na marginesie tylko wspomnę, że nie znam serialu prawniczego, w którym główną rolę odgrywałby radca prawny. Zwykle jest tam adwokat. No cóż. Smutna buzia. Ale teraz już wiesz, że poza kolorem żabotu (to takie pod bródką), niewiele nas różni (adwokaci mają zielone, a radcowie prawni niebieskie).

Radcowie prawni kojarzeni są natomiast z prawem cywilnym i sprawami załatwianymi zza biurka, a nie na rozprawie. Ponownie zastrzegam, że mogę się mylić. Powiem Wam natomiast, że ja, jako radca prawny, mogę występować przed sądem i do tego również przed sądem karnym, ba, mogę być nawet obrońcą. Tak samo jak adwokat. Tego mogliście o radcach prawnych nie wiedzieć, ponieważ rozszerzenie zakresu uprawnień w sprawach karnych na radcę prawnego to stosunkowo świeża sprawa.

Przychodzi pacjent do… prawnika

… a tym prawnikiem jest radca prawny.

– Panie Mecenasie, mam problem – informuje mnie potencjalny klient. – Zapraszam do siebie. Kawy? Proszę usiąść i wszystko mi opowiedzieć – zachęcam.

Sprawy błędów medycznych i zakażeń szpitalnych to delikatna materia. Niestety, zwykle w tle jest ludzka tragedia. Słuchanie to podstawa. Dlatego zawsze zamieniam się w słuch. Słucham, pytania zadaję później. Motywuję do mówienia i nie ukrywania emocji. Są to sprawy emocjonalne. Zachęcam aby być po prostu sobą i mówić swobodnie. Zwykle, po krótkiej chwili, pojawia się rozluźnienie. Wtedy jestem naprawdę zadowolony z przebiegu rozmowy. Udało się po raz kolejny wprowadzić komfortową dla klienta atmosferę. Chcę aby potencjalny klient w rozmowie ze mną czuł się maksymalnie swobodnie. To bardzo ważne w relacji klient-prawnik.

Jak Pan, Panie radco, może mi pomóc?

– Mogę być Pana/Pani pełnomocnikiem – odpowiadam. – A co to znaczy? – pyta potencjalny klient. Właśnie, co to znaczy. Znaczy to tyle, że mogę być Pana/Pani głosem, przede wszystkim „pisanym”. Udzielenie pełnomocnictwa daje mi możliwość podejmowania działań w imieniu klienta. Każde pismo złożone przeze mnie „w imieniu klienta”, jest traktowane jakby było złożone przez niego samego. Na tym polega istota pełnomocnictwa.

Myślę, że bycie pełnomocnikiem jest najistotniejszą informacją, jaką chce usłyszeć klient od prawnika, gdy zwraca się do niego o pomoc. Ludzie zwykle są wyczerpani skutkami błędu. Nie mają siły działać sami. Od tego jesteśmy my. – Czy to znaczy, że nic w sprawie nie będę musiał zrobić, a wszystko zrobi za mnie Pan Mecenas? – pyta zdumiony pacjent.

Zasadniczo tak właśnie jest, niemniej ostateczny sukces zależy od jakości współpracy pomiędzy radcą prawnym, a jego klientem – poszkodowanym pacjentem. Od chwili udzielenia pełnomocnictwa to ja obejmuję stery, przy czym nie zmienia to faktu, że wraz z poszkodowanym pacjentem tworzę w istocie zespół. Ja analizuję dokumentację medyczną, przygotowuję wnioski, opracowuję strategię, sporządzam pisma, konsultuję ich treść z klientem, wyjaśniam, wysyłam je, analizuję otrzymaną korespondencję, a pacjent mnie w tym wspiera dostarczając informacji, których sam nie mógłbym zdobyć. Ja o sprawie wiem wyłącznie z relacji, natomiast pacjent tam był. To on dokładnie wie co się działo i kiedy. Dobra komunikacja jest niezbędna. To klucz do sukcesu. Moim zadaniem jest wyłuskanie potrzebnych mi informacji.

Mogę być Waszym pełnomocnikiem

Mogę być pełnomocnikiem pacjenta w każdej sprawie, bez wyjątków.

Mogę w imieniu pacjenta wezwać szpital do zapłaty, zgłosić szkodę ubezpieczycielowi, złożyć wniosek do Rzecznika Praw Pacjenta, sporządzić i wnieść reklamację, złożyć wniosek do Rzecznika Finansowego, sporządzić i wnieść zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa lub przewinienia dyscyplinarnego, chodzić do prokuratury, przeglądać akta, zainicjować sprawę przed wojewódzką komisją do spraw zdarzeń medycznych, jak również sporządzić i wnieść pozew w sprawie cywilnej oraz podejmować czynności w sprawie karnej.

W każdej ze wskazanych wyżej spraw mogę być Waszym głosem. Mogę zgłaszać wnioski dowodowe, kwestionować czynności, które zagrażają „naszej” sprawie, zadawać pytania, składać oświadczenia, podnosić twierdzenia i zaprzeczać podnoszonym twierdzeniom przez innych uczestników. Czerpię dużą satysfakcję z bycia prawnikiem „procesowym”. Rozprawa to jest żywioł.

Mogę wykorzystać swoją wiedzę i doświadczenie, które zdobyłem w trakcie kilku lat zajmowania się prawem medycznym, prawami pacjenta i błędami medycznymi, aby zmaksymalizować Twoje szanse na pozytywne zakończenie sprawy. Bardzo ważnym aspektem każdej tego sprawy o błąd medyczny jest doskonałe przygotowanie do konfrontacji ze szpitalem i zakładem ubezpieczeń. Dobra taktyka to podstawa. Jej przygotowanie jest tym, co w zawodzie radcy prawnego lubię najbardziej. Każdy ruch musi być głęboko przemyślany, sekwencja zdarzeń odpowiednio ustalona. Nie ma tutaj miejsca na żaden przypadek.

A gdy nie doszło jeszcze do błędu…

Mogę doradzić, poradzić, wskazać rozwiązanie problemu prawnego, właściwe przepisy. Jeżeli potrzebujecie informacji na temat przysługujących pacjentom praw lub jak je egzekwować, rozmowa z radcą prawnym może Wam pomóc.

Dziękuję za uwagę!

W kolejnym wpisie z cyklu omówię: „Zadania radcy prawnego przed sporządzeniem wezwania do zapłaty lub zgłoszenia szkody (#2)”.

„Praktyczna strona dochodzenia roszczeń” oraz „Krok po kroku” zmienia swoje oblicze. Obecnie we wpisach koncentrować się będę na roli radcy prawnego w sprawie o błąd medyczny i czego oczekiwać od niego może poszkodowany błędem pacjent.

Autor zdjęcia: Gerald Altmann / Pixabay.com

100 zł za błąd szpitala? O zdarzeniach medycznych słów kilka

Postępowanie przed wojewódzką komisją do spraw zdarzeń medycznych miało stanowić skuteczny, alternatywny do drogi sądowej system dochodzenia roszczeń pacjentów. Niestety, zamiar był dobry, a wyszło „jak zwykle” – nie chroni on pacjenta i nie zapewnia mu skutecznego dochodzenia odszkodowania i zadośćuczynienia za wyrządzoną szkodę wskutek błędu medycznego. Taka smutna konkluzja płynie z niedawno opublikowanego przez Najwyższą Izbę Kontroli raportu w temacie „Pozasądowego dochodzenia roszczeń przez pacjentów”.

Czy jest zatem zasadnym kierowanie sprawy do komisji, czy też powinna ona od razu trafić do sądu?

Postaram się odpowiedzieć na to pytanie w niniejszym wpisie.

Zacznę jednak od „grzechów głównych” wojewódzkich komisji do spraw zdarzeń medycznych. Przyznam szczerze, niektóre z uchybień przeszły moje najśmielsze wyobrażenia. W ramach własnej praktyki zawodowej mam do czynienia z wojewódzkimi komisjami, zarówno od strony pacjenta, jak i szpitala. O komisjach wyrobiłem sobie własne zdanie. Niestety – stałem się ich krytykiem!

Istotne uchybienia w funkcjonowaniu wojewódzkich komisji

Ze zdumieniem przeczytałem w raporcie NIK, że co piąta z osób powołanych na członków wojewódzkich komisji do spraw orzekania o zdarzeniach medycznych trafiła tam bez rzetelnie przeprowadzonej weryfikacji, a nawet sprzecznie z obowiązującymi przepisami. Jeszcze bardziej zdziwiło mnie, że w czterech przypadkach do składu komisji powołano osobę zgłoszoną przez instytucje do tego nieuprawnione. To się nazywa „przeoczenie”.

W kilku przypadkach nie zweryfikowano spełnienia przez członków komisji wymogów w zakresie doświadczenia zawodowego. Zdarzyło się również, że do składu komisji powołano osobę bez wymaganego wykształcenia. O czym to świadczy?

Jednym z częstszych uchybień było również wyznaczanie składów komisji z naruszeniem zasady wyznaczania według kolejności wpływu wniosków z alfabetycznej listy członków komisji, tak samo jako to, że nie każdy z członków składu orzekającego złożył oświadczenie o braku konfliktu interesów.

Komisje mają również problemy z terminowością. Zgodnie
z przepisami orzeczenie powinno zostać wydane
w terminie 4 miesięcy od dnia złożenia wniosku
o ustalenie zdarzenia medycznego. Niestety, komisjom nie zawsze udaje się tego terminu dotrzymać. Przyczyny takiego stanu są różne. W większości przypadków jest to skutkiem oczekiwania na opinię biegłego, który z jej wydaniem się „nie spieszy”. W innych sytuacjach powodem jest zbyt późne przystąpienie do rozpatrywania sprawy i opóźnienie w dokonaniu tzw. czynności wstępnych, które dokonuje się przed skierowaniem wniosku na pierwsze posiedzenie. 

Skargi o stwierdzenie niezgodności z prawem orzeczenia wojewódzkiej komisji

Moją uwagę przykuły statystyki dotyczące skarg o stwierdzenie niezgodności z prawem orzeczenia wojewódzkiej komisji (II stopnia). Jak wynika z raportu – w latach 2012 – 2017 wniesiono 71 skarg, z których uwzględnione zostały tylko 4 skargi. To bardzo mało.

W swoim życiu zawodowym złożyłem 3 skargi o stwierdzenie niezgodności z prawem orzeczenia wojewódzkiej komisji, z czego 2  nich zostały uwzględnione. Czyżbym był autorem 50% skutecznych skarg w latach 2012 – 2017? Nie jest to wykluczone, chociaż nie mogę tego ostatecznie zweryfikować. Taka mała dygresja. Czy mnie to cieszy? Niekoniecznie, ponieważ wolałbym, aby komisje wydawały orzeczenia „zgodne z prawem”.

Kilka istotnych danych statystycznych

W latach 2012 – 2017 wojewódzkie komisje do spraw zdarzeń medycznych wydały 431 orzeczenia o zaistnieniu zdarzenia medycznego, co stanowi 29,6% orzeczeń wydanych w tym okresie. Oznacza to, że pacjenci przed komisją w przeważającej części przegrywają. Orzeczeń o braku zdarzenia medycznego wydanych w tym okresie było 910 (70,4%).

Niestety, nawet wygrana przed komisją nie oznacza, że pacjent dostanie należne mu odszkodowanie. Dzieje się tak ponieważ z propozycją kwoty odszkodowania i zadośćuczynienia wychodzi albo szpital albo jego ubezpieczyciel, którz ograniczeni są jedynie kwotą maksymalną (tak – nie ma kwoty minimalnej). Szpital i ubezpieczyciel mają w tym zakresie znaczną swobodę. Proponowane kwoty mieszczą się przeważnie w przedziale od 100 zł do 75.000 zł. Podkreślić przy tym należy, że kwota zaproponowana przez szpital lub ubezpieczyciela w żadnym przypadku nie osiągnęła tego poziomu, który proponował pacjent we wniosku o ustalenie zdarzenia medycznego.

Co do terminowości prac komisji, na uwagę zasługuje fakt, że najdłuższy czas oczekiwania na wydanie orzeczenia przez wojewódzką komisję I stopnia wyniósł od 6 do 22 miesięcy. Nieco ponad połowa orzeczeń (47,3%) wydana została przed upływem 4 miesięcy od dnia złożenia wniosku. Nieźle! A można!?

Jeżeli chodzi o komisję II stopnia to najdłuższy czas na wydanie orzeczenia wyniósł, zależnie od komisji, od 62 do 855 dni. Nie jest to dobry wynik.

A jak z rozpatrywaniem spraw radziły sobie w tym okresie sądy cywilne I instancji?

W latach 2012 – 2017 do sądów rejonowych wpłynęły łącznie 1.146 sprawy odszkodowawcze za szkody wyrządzone przez szpitale. W tym samym okresie załatwiono 1.149 spraw, w tym 247 zostało uwzględnionych w całości lub częściowo.

W I kwartale 20918 r. do sądów rejonowych wpłynęło 60 spraw i załatwionych zostało również 60 spraw.

Wskaźnik czasu trwania postępowania sądowego wydłużył się z 366 dni (koniec 2012 r.) do 699,8 dnia (koniec 2017 r.).

W okresie 2012 – 2017 za szkody wyrządzone przez służbę zdrowia zasądzono prawomocnie łącznie kwotę 2.018.722 zł tytułem odszkodowaniaoraz 541.704 zł tytułem zadośćuczynienia.

W latach  2012 – 2017 do sądów okręgowych jako sądów I instancji trafiły łącznie 4.284 spawy, a załatwiono 3.724 sprawy, w tym 1.055 spraw uwzględniono w całości lub częściowo.

Liczba spraw niezałatwionych wzrosła z 1.417 (koniec 2012 r.) do 1.765 (koniec 2017 r.).

W I kwartale 2018 r. do sądów okręgowych jako sądów I instancji wpłynęło łącznie 157 spraw a załatwiono 196.

Wskaźnik czasu trwania postępowania sądowego wydłużył się z 963,1 dnia (koniec 2012 r.) do 1.057,8 dnia (koniec 2017 r.).

W okresie 2012 – 2017 za szkody wyrządzone przez służbę zdrowia zasądzono prawomocnie w sądach okręgowych łącznie kwotę 7.092.018 zł tytułem odszkodowania oraz 17.892.818 zł tytułem zadośćuczynienia.

Jak sprawy się miały w sądach odwoławczych?

W latach 2012 – 2017 sądy okręgowe jako sądy II instancji prawomocnie zasądziły na rzecz pacjentów łącznie kwotę 853.811 zł tytułem odszkodowania oraz 674.550 zł tytułem zadośćuczynienia.

W tym samym okresie sądy apelacyjne prawomocnie zasadziły na rzecz pacjentów łącznie kwotę 7.533.515 zł tytułem odszkodowania oraz 64.190.761 zł tytułem zadośćuczynienia.

Podsumowanie

Porównując wyłącznie czas rozpoznania sprawy przezwojewódzką komisją do spraw zdarzeń medycznych (4 miesiące, natomiast wskrajnych przypadkach – 22 miesiące) z czasem rozpoznania sprawy przez sąd (od 699,8 dnia do 1.057,8 dnia), komisje wypadają lepiej. Pamiętać jednak należy,że uzyskanie korzystnego orzeczenia komisji niekoniecznie skutkować będzie przyznaniem odszkodowania i zadośćuczynienia w satysfakcjonującej wysokości. Szpital może zaproponować 100 zł, a wtedy koniecznie będzie trzeba pójść do sądu. A tam w zasadzie zaczynamy od początku.

Dlaczego moim zdaniem warto złożyć wniosek do komisji?

Przede wszystkim z tego powodu, że, po pierwsze, akurat wnaszej sprawie komisja może zmieścić się w terminie 4 miesięcy. Szczególnie, że po tak negatywnym raporcie NIK, prawdopodobnym jest, że komisje nieco przyspieszą, a po drugie, po to aby poznać linię obrony szpitala.

Znajomość stanowiska szpitala na etapie przed sporządzeniem pozwu jest bezcenna, a nie zawsze uda się je uzyskać w toku negocjacji przedprocesowych lub w ramach postępowania przed ubezpieczycielem. Zwiększa to szansę powoda na korzystne rozstrzygnięcie sprawy.

Dziękuję za uwagę i poświęcony mi czas!

Zdjęcia dzięki uprzejmości www.pixabay.com

CASE STUDY 3: Utrata nerki jako skutek zakażenia układu moczowego. 76.000 zł dla poszkodowanego pacjenta

Sąd Okręgowy w Łodzi wyrokiem z dnia 11 września 2015 r. zasądza od szpitala na rzecz pacjenta kwotę 76.000 zł tytułem zadośćuczynienia za krzywdę wraz z odsetkami ustawowymi. Dokładnie takiej kwoty domaga się poszkodowany pacjent.

Słowem – „stuprocentowa” wygrana!

Wyrok ten zainteresował mnie przede wszystkim z tego powodu, że sąd w sposób bardzo korzystny dla powoda stosuje tzw. domniemania faktyczne. Powód wygrywa pomimo nieudowodnienia uchybień po stronie personelu szpitala. Materiał dowodowy na tę okoliczność jest bardzo skąpy. W tej sprawie sąd idzie powodowi „na rękę”. Nie dzieje się tak zawsze, a nawet przeważnie jest odwrotnie – niewykazanie uchybień po stronie szpitala skutkuje oddaleniem powództwa w całości. Tutaj jest inaczej.

Zachęcam do lektury mojego wpisu, w którym komentuję wydane w sprawie orzeczenie.

W procesach dotyczących zakażeń szpitalnych sądy stosują tzw. domniemania faktyczne. Stanowią one ułatwienia w udowadnianiu faktów, których wykazanie „wprost” jest znacznie utrudnione. Sąd może taki „fakt domniemany” wyprowadzić z innego „faktu udowodnionego”, jeżeli pomiędzy tymi faktami istnieje związek logiczny.

O co wnosi powód?

Powód domaga się zasądzenia 76.000 zł tytułem zadośćuczynienia za doznaną krzywdę, spowodowaną przewlekłą chorobą nerek (w tym utratą jednej z nich), która jest skutkiem zakażenia go przez szpital bakteriami Klebsiella pneumoniae oraz Enterococcus faecalis.

Co powód zarzuca placówce medycznej?

Powód choruje na nowotwór pęcherza moczowego i poddaje się w związku z tym zabiegowi resekcji guza pęcherza moczowego (08 czerwca 2010 r.). Powodowi następnie usuwa się pęcherz moczowy wraz z okolicznymi węzłami chłonnymi i zakłada cewnik (13 sierpnia 2010 r.). Zdaniem powoda szpital doprowadza do zakażenia go bakteriami szpitalnymi, które prowadzą do przewlekłej niewydolności nerek, w tym utraty jednej z nich.

Kiedy pojawiają się objawy zakażenia?

14 sierpnia powód gorączkuje do 38,8 stopni. Ma to miejsce w trakcie hospitalizacji w związku z zabiegiem z 13 sierpnia 2010 r. (hospitalizacja w okresie od 8 sierpnia do 21 sierpnia 2010 r.). Powoda wypisuje się do domu. Stan jego się poprawia.

Z uwagi na utrzymujące się stany gorączkowe powód hospitalizowany jest ponownie w okresie od 21 września do 23 września 2010 r. W posiewie z moczu wykonanym 22 września 2010 r. wyhodowano bakterię Klebsiella pneumoniae oporną na większość antybiotyków.

16 października 2010 r. powód ponownie zostaje przyjęty do szpitala. Powodem przyjęcia jest stan ciężki, gorączka, niewydolność nerek oraz anemizacja. Wypisany z zaleceniem leczenia nefrologicznego.

W związku z nadal utrzymującą się gorączką powoda ponownie przyjmuje się do szpitala z rozpoznaniem urosepsy (posocznicy pochodzenia nerkowego), ropni obu nerek, przewlekłej niewydolności nerek oraz konieczności hemodializoterapii przewlekłej (od 21 października do 29 października 2010 r.).

W wykonanych badaniach moczu stwierdza się bakterie Klebsiella pneumoniae oraz Enterococcus faecalis.

W latach 2010 2013 r. powód jest wielokrotnie ponownie hospitalizowany w powodu zakażenia układu moczowego oraz niewydolności nerek.

27 czerwca 2013 r. powód przechodzi zabieg usunięcia nerki prawej.

Czy leczenie jest skuteczne?

Początkowo nie jest. Ostatecznie – udaje się ustabilizować stan powoda, niemniej stan ten jest poważny. Powód wymaga stałej kontroli wielospecjalistycznej i stałych dializ. Rokowania co do osoby powoda są niepomyślne.

Co na to biegły w wydanej w sprawie opinii?

W sprawie wypowiadają się biegli trzech specjalności.

Biegły z zakresu chorób zakaźnych uznaje zakażenia powoda bakteriami Klebsiella pneumoniae oraz Enterococcus faecalis za zakażenie szpitalne związane z zabiegiem urologicznym. Przed pierwszym zabiegiem nie było żadnych objawów wskazujących na zakażenia powoda. Biegły ten wskazuje, że w aktach sprawy nie ma dowodów na nieprawidłowe postępowania szpitala lub jego personelu. Zgromadzona w aktach sprawy dokumentacja jest niedostateczna.

Biegły z zakresu urologii wskazuje, że utrata nerki pozostaje w związku przyczynowym z zakażeniem układu moczowego po zabiegu z 13 sierpnia 2010 r. Świadczy o tym stopniowo nasilająca się niewydolność nerkowa, zmiany ropne w nerkach oraz pogarszająca się funkcja pozostałej nerki wymagająca dializowania. Uszczerbek na zdrowiu biegły ocenia na 75%.

Biegły z zakresu nefrologii przyjmuje, że stopień oporności wykrytych u powoda bakterii wskazuje na szpitalny charakter zakażenia. Wykrycie bakterii we wrześniu 2010 r. nie świadczy o tym, że bakterii nie było w organizmie powoda przed tą datą. Biegły ocenia, że do zakażenia powoda bakterią Klebsiella pneumoniae doszło przed przyjęciem powoda do szpitala. Na aktywne zakażenia wskazywała gorączka oraz leukocytoza.

Co na to sąd pierwszej instancji?

Sąd uznaje odpowiedzialność szpitala za zakażenie powoda stosując tzw. domniemania faktyczne (sąd uznaje pewne fakty za ustalone, pomimo ich nieudowodnienia „wprost”, ponieważ wynikają one „logicznie” z innych udowodnionych faktów).

Sąd podkreśla również, że w procesach medycznych nie jest konieczne wykazanie „pewności” wystąpienia określonych faktów, a wystarcza udowodnienie wysokiego stopnia prawdopodobieństwa ich wystąpienia.

Zdaniem sadu, z wysokim prawdopodobieństwem należy stwierdzić, że zakażenie powoda bakteriami Klebsiella pneumoniae oraz Enterococcus faecalis miało miejsce podczas pobytu w pozwanym szpitalu. Nie było innych możliwości. Biegli je wykluczyli. Zabieg z 13 sierpnia 2010 r. był bardzo rozległy i poważny. Przed nim nie występowały żadne objawy wskazujące na zakażenia powoda wskazanymi bakteriami.

Ze wskazanego wyżej faktu zakażenia powoda podczas zabiegu z 13 sierpnia 2010 r. (faktu ustalonego, wykazanego w stopniu „wysoce” prawdopodobnym) sąd pierwszej instancji wyprowadził inny fakt (fakt niewykazany „wprost” – fakt domniemany), mianowicie, że podczas tego zabiegu personel pozwanego szpitala dopuścił się zaniedbania, którego skutkiem było zakażenie powoda bakteriami Klebsiella pneumoniae oraz Enterococcus faecalis.

MÓJ KOMENTARZ

Dlaczego na początku niniejszego wpisu wskazałem, że sąd „poszedł powodowi na rękę”? W mojej opinii sąd dość swobodnie, żeby nie powiedzieć dowolnie, z faktu zakażenia powoda podczas zabiegu z 13 sierpnia 2010 r. wyprowadził fakt dopuszczenia się przez personel medyczny pozwanego szpitala zaniedbania. Żaden dowód w sprawie nie wskazywał, choćby w najmniejszym stopniu, że personel ten dopuścił się jakiegokolwiek uchybienia. Wskazał na to biegły z zakresu chorób zakaźnych podnosząc, że w aktach sprawy nie ma dowodów na nieprawidłowe postępowania szpitala lub jego personelu, a zgromadzona dokumentacja jest niedostateczna.

Każdy zabieg medyczny niesie za sobą ryzyko zakażenia, które pacjent, wyrażając świadomą zgodę na zabieg, przyjmuje na siebie. Warunkiem takiego „przyjęcia ryzyka” przez pacjenta jest prawidłowa zgoda na zabieg operacyjny.

Sąd w mojej ocenie pominął bardzo ważną okoliczność – każdy zabieg chirurgiczny niesie za sobą ryzyko zakażenia, nawet szczepami bakterii opornych na antybiotyki. Ryzyko to jest wkalkulowane w rodzaj zabiegu a pacjent przyjmuje je na siebie wyrażając świadomą zgodę na zabieg medyczny (o ile zgoda na zabieg medyczny zawiera prawidłową informację o ryzyku zakażenia).

Zakażenie pacjenta bakterią, przy dochowaniu przez personel medyczny należytej staranności i przygotowaniu pacjenta oraz przeprowadzeniu zabiegu zgodnie z zasadami wiedzy medycznej w zakresie zapobiegania zakażeniom nie powinno rodzić odpowiedzialności placówki medycznej za rozstrój zdrowia wywołany zakażeniem. W tego rodzaju sprawach nie ma automatyzmu.

Szpital ma za zadanie zapewnić pacjentowi bezpieczeństwo pobytu, niemniej nie jest w stanie zagwarantować, że podczas zabiegu nie dojdzie do zakażenia (obecna wiedza medyczna przewiduje „minimalizowanie” ryzyka zakażenia, a nie jego „wykluczenie”). Bakterie są dosłownie wzędzie. Żyją „obok nas” jak i „w nas”. Jego odpowiedzialność jest odpowiedzialnością na zasadzie winy, a nie ryzyka.

W procesach medycznych z zakażeniem w tle poprzestanie jedynie na wykazaniu faktu zakażenia w placówce medycznej, bez podjęcia próby udowodnienia winy personelu szpitala oraz bierne oczekiwanie na zastosowanie przez sąd domniemania faktycznego, uważam za bardzo ryzykowne. To właśnie na wykazaniu bezprawności i winy personelu szpitala powinno koncentrować się postępowanie dowodowe. To tutaj wnioski dowodowe pozwu powinny być przygotowane przez powoda ze szczególną, ponadprzeciętną starannością. Zastosowanie przez sąd domniemania faktycznego w odnośnie bezprawności i winy personelu medycznego szpitala lub szpitala powinno być wiązane z uchybieniami po stronie tego personelu lub szpitala, zwiększającymi ryzyko zakażenia ponad standardowe ryzyko przypisane do określonego rodzaju zabiegu.

Dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie mojego wpisu. Zachęcam do lajkowania oraz komentowania.

Zdjęcia dzięki uprzejmości skeeze / pixabay.com

Dekontaminacja? Czym jest i jakie ma znaczenie przy zapobieganiu zakażeniom szpitalnym?

Zakażenia były, są i będą. Nauka jest w zasadzie zgodna, że nie jest możliwe ich wyeliminowanie. Możliwa jest natomiast redukcja zakażeń szpitalnych, a służyć temu ma sprawny i przestrzegany przez personel medyczny system zapobiegania zakażeniom i szerzeniu się chorób zakaźnych.

Zakażenie a zakażenie szpitalne – przypomnienie

W jednym z pierwszych wpisów na moim blogu wyjaśniłem dwa podstawowe pojęcia w świecie zakażeń szpitalnych – „zakażenie” oraz „zakażenie szpitalne”. To pierwsze jest wniknięciem do Twojego organizmu „biologicznego czynnika chorobotwórczego”, czyli bakterii, wirusa itp., i rozwojem w nim tego czynnika (najczęściej prowadzącym do choroby). Drugie natomiast jest wniknięciem tego czynnika i jego rozwojem, występującym w związku z udzieleniem świadczeń zdrowotnych (diagnostyką lub leczeniem), jeżeli choroba, którą to zakażenie wywołało można powiązać czasowo z faktem i dniemw którym (prawdopodobnie) doszło do zakażenia.

Dla uznania „zakażenia” za „zakażenie szpitalne” konieczne jest powiązanie go z działaniem placówki medycznej oraz wystąpienie związku czasowego.

Jako przykład zakażenia „zwykłego” mogę wskazać wniknięcie do Twojego organizmu bakterii w związku z rozcięciem skóry na skutek upadku na chodniku. Tutaj w grę wchodzi jedynie „zakażenie”. Nie ma ono związku z działaniem placówki medycznej. Nie oznacza to jednak, że za „zakażenie” i chorobę nią wywołaną ktoś nie będzie odpowiedzialny (np. podmiot zarządzający basenem, w którym jakość wody – delikatnie mówiąc – odbiegała od przyjętych norm, lub podmiot zarządzający budynkiem, w którym nieprawidłowo działała klimatyzacja lub podmiot ten niedopełnił innych spoczywających na nim obowiązków).

Przykładem zakażenia szpitalnego będzie natomiast wniknięcie do Twojego organizmu bakterii w związku z zabiegiem chirurgicznym repozycji złamania kości przedramienia. Ma ono w tych okolicznościach związek z leczeniem złamania kości i o ile pojawiło się w określonym czasie po zabiegu – będzie miało charakter zakażenia szpitalnego. W tych okolicznościach tak zidentyfikowane zakażenie szpitalne może być (zwykle jest) skutkiem wadliwego działania personelu placówki medycznej, lecz – co muszę podkreślić – nie jest tak w każdych okolicznościach. Każdy zabieg połączony z naruszeniem integralności tkanek niesie za sobą ryzyko zakażenia szpitalnego. Obecnie medycyna nie jest w stanie zagwarantować pacjentowi 100% bezpieczeństwa od zakażeń bakteryjnych, wirusowych lub innych, nawet przy zachowaniu nadzwyczajnej staranności. Każda placówka medyczna ma jednak obowiązek przedsięwziąć takie działania, aby ryzyko zakażenia szpitalnego uczynić minimalnym, w danych okolicznościach. Placówka medyczna i jej personel nie mogą poprzez swoje działania lub zaniechania tego ryzyka zwiększać.

Jakie działania mają temu służyć, o tym napiszę dla Was w dalszej części niniejszego wpisu.

Nie każde „zakażenie szpitalne” rodzi odpowiedzialność odszkodowawczą placówki medycznej.

Obowiązki kierowników placówek medycznych mające na celu zapobieganie zakażeniom

Placówka medyczna ma obowiązek zapewnić pacjentowi bezpieczeństwo pobytu. Służyć temu mają przede wszystkim wdrożone w danych placówkach procedury zapobiegające zakażeniom i chorobom zakaźnym związanym z udzielaniem świadczeń zdrowotnych (diagnozą i leczeniem). Prawo nie wskazuje wprost, jakie mają to być procedury, niemniej podpowiada, że muszą one dotyczyć w szczególności „dekontaminacji” skóry i błon śluzowych lub innych tkanek i wyrobów medycznych oraz powierzchni pomieszczeń i urządzeń. Deko… Co? Wiem – trudne słowo. Procedury dekontaminacji są elementem obligatoryjnym systemu zapobiegania zakażeniom i szerzeniu się chorób zakaźnych. System ten stanowi podsatwowe narzędzie w rękach placówek medycznych ukierunkowane na zapewnienie pacjentowi bezpieczeństwa pobytu.

Czym jest dekontaminacja?

Dekontaminacja jest procesem niszczenia biologicznych czynników chorobotwórczych przez mycie, dezynfekcję i sterylizację. Czym jest mycie każdy z nas wie. Z dezynfekcją i sterylizacją nie jest już tak łatwo.

Dezynfekcja

Jest procesem redukcji ilości biologicznych czynników chorobotwórczych przez zastosowanie metod fizycznych i chemicznych.

Sterylizacja

Stanowi proces zniszczenia zdolnych do namnażania się form biologicznych czynników chorobotwórczych.

Obok procesów dekontaminacji w walce z zakażeniami szpitalnymi istotną rolę odgrywają postepowania nazywane „antyseptyką” oraz „aseptyką”. Pierwsze z nich jest postępowaniem odkażającym, mającym na celu zniszczenie drobnoustrojów m.in. na skórze, błonach śluzowych i ranach (ukierunkowane jest na człowieka). Drugie stanowi postępowanie mające na celu doprowadzenie do jałowości pomieszczeń, narzędzi, materiałów opatrunkowych, odzieży poprzez niedopuszczenie drobnoustrojów do określonego środowiska (ukierunkowane jest na pomieszczenia i sprzęt).

Placówka medyczna ma obowiązek minimalizować ryzyko zakażenia, w każdych okolicznościach.

Znasz już podstawowe pojęcia związane z zapobieganiem występowania zakażeń szpitalnych. Ich wdrożenie w placówce medycznej i właściwy nadzór nad ich przestrzeganiem minimalizuje ryzyko zakażenia. Gdy placówka medyczna nie ma odpowiednich procedur lub nie są one przestrzegane – ryzyko zakażenia diametralnie wzrasta.

Czy obowiązek wdrożenia i stosowania procedur zapewniających ochronę przed zakażeniami spoczywa tylko na placówkach medycznych?

Nie. Obowiązek ten dotyczy wszystkich miejsc, w których podejmuje się czynności połączone z naruszeniem ciągłości tkanek ludzkich. Obowiązek ten dotyczy zatem również salonów kosmetycznych i innych podobnych miejsc. Procedury powinny regulować sposób postępowania przy wykonywaniu czynności, w trakcie których dochodzi do naruszenia ciągłości tkanek ludzkich, zasady stosowania sprzętu poddawanego sterylizacji oraz sposoby przeprowadzania dezynfekcji skóry i błon śluzowych oraz dekontaminacji pomieszczeń i urządzeń.

Podsumowanie

medical-350935_1280Placówki medyczne i inne podmioty wykonujące czynności, w trakcie których wykonywania dochodzi do naruszenia ciągłości tkanek ludzkich, są obowiązane do wdrożenia i stosowania procedur zapewniających ochronę przed zakażeniami. Niedopełnienie obowiązku grozi zastosowaniem sankcji. Brak procedur lub ich nieprawidłowe funkcjonowanie zwiększa ryzyko zakażenia pacjenta bakterią lub wirusem, a w ewentualnym procesie sądowym – sytuuje placówkę medyczną w bardzo niekorzystnym położeniu.

Opracowanie i wdrożenie właściwych procedur powinno być traktowane absolutnie priorytetowo przez każdą placówkę medyczną i niemedyczną, która ma za zadanie zapobiegać zakażeniom. Nie wystarczy jedynie wdrożenie właściwych procedur – nastepnie należy zapewnić ich stosowanie przez personel placówki.

Placówka medyczne ma obowiązek zapewnienia pacjentowi bezpieczeństwa pobytu. Alalogiczny obowiązek spoczywa na innych placówkach, w których dochodzi do przerwania ciągłości tkanek (m.in. salony kosmetyczne, studia tatuażu).

%d blogerów lubi to: